Selena P.O.V
Obudził mnie głośny trzask, otworzyłam oczy i zobaczyłam Effy zbierającą resztki mojej figurki żaby.
- Effy co ty tu robisz ? - zapytałam bo nie przypominałam sobie żebym ją wpuszczała.
- Pozwoliłaś mi sie u siebie przekimać ale jak przyszłam spałaś a drzwi były otwarte. - powiedziała wrzucając odłamki szkła do kosza.
- Mamy nie ma ? - zapytałam przeciągając sie a ona pokręciła głową. - Która jest godzina ?
- 6:00 - powiedziała otwierając moją szafę.
- Boże czemu mnie budzisz tak wcześnie ? - zapytałam ziewajac.
- Nie chciałam cię budzić, miałam pożyczyć czerwoną bandanę ale ta przeklęta żaba spadła - powiedziała po czym jęknęła - Twoja szafa wygląda jakby się tam zwymiotował tam jednorożec.
Parsknęłam śmiechem gdy z odrazą odsuwała od siebie różową sukienkę.
- Za to twoja jakbyś codziennie miała pogrzeb. Kolory nie gryzą Effy - powiedziałam rezygnując z dalszego snu, wstałam i wyjęłam jej z ręki ową sukienkę.
- Kolory pokazują w pewien sposób twoje uczucia - powiedziała marszcząc brwi.
- Czarny to nie uczucie - stwierdziłam zaplatając warkocza.
- Właśnie. - powiedziała zakładając buty.
Panie i panowie oto Effy Hood dziewczyna której nikt naprawdę nie zna a ona zna cię doskonale.
- Chodź zjem coś - powiedziała celowo nie dodając my bo wiedziała że ja i tak nie zjem.
Tym razem ją zadziwię.
- Chciałaś powiedzieć my - powiedziałam wesoło wchodząc do kuchni.
- Nie. Ale to ciekawe, zaczęłaś jeść czy przerzuciłaś sie na bulimię? - zapytała szorstko. Przewróciłam oczami.
- Maxxi spędził ze mną cały dzień i cóż dał mi wiele do myślenia. - powiedziałam uśmiechając sie delikatnie.
- Na przykład ? - zapytała wsypując czekoladowe płatki do dwóch misek.
- Tyle bym spróbowała jeść chociaż dla niego. - powiedziałam rozmarzonym tonem a ona wypluła płatki które żuła do zlewu.
- Ja ci to mowie od 5 miesięcy i mnie kurwa olewasz ale jak powie to Maxxie to jest dobrze.!? - krzyknęła, popatrzyłam na nią wystraszona.
- Bo mu zależy - wyszeptałam a ona pociągnęłam za jedną ze swoich bransoletek które były kolorowe i skąd ona je w ogóle ma.?
- Masz rację. Mi nie zależy. - powiedziała wrzucając miskę z trzaskiem do zlewu.
- O co ci chodzi ? - zapytałam idąc za nią do drzwi.
- O nic. Kurwa o nic.!! - warknęła, gdy miała wychodzić złapałam ją za nadgarstek a ona syknęła z bólu. Popatrzyłam z szeroko otwartymi oczami na jej rany.
- Effy Boże czy ty się..- zapytałam a ona się roześmiała, przełknęłam ślinę bo jej śmiech był przerażający.
- Szybka jesteś kurwa. No wiesz tej rany na policzku nie sposób zauważyć. O mnie sie nie martw bo nie warto. - wyrwała rękę i odjechała na swojej desce.
Westchnęłam głośno i wróciłam do kuchni.
- Pieprz sie Effy - powiedziałam głośno opierając głowę o blat w kuchni. Wyjęłam z lodówki mały pojemnik z sałatką która zrobił wczoraj Maxxie.
Zjadłam polowe gdy zebrało mi sie na wymioty, jak najszybciej pobiegłam do łazienki i zwróciłam to co miałam z żołądku.
Poczułam sie odrobinę lepiej, ponieważ było milo poczuć jedzenie w swoim żołądku choć przez chwile. Umyłam zęby i pomalowałam sie..wyszłam z domu.
Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, do rozpoczęcia lekcji zostało mi 30 minut. Chodziłam bez celu po parku obok szkoły i rozmyślałam w ciszy którą przerwał mi dzwoniący telefon.
- Hallo ? - zapytałam.
- Falena ? - usłyszałam irytujący głos mojej kuzynki.
- Selena..- powiedziałam a po drugiej stronie usłyszałam prychniecie.
- Nieważne. Masz mnie o 15 odebrać z lotniska - powiedziała a ja wciągnęłam ze świstem powietrze.
- Co.? Jak.? Po co.? Dlaczego.? - zadawałam szybko pytania, nie chce tu Elizabeth.
- Ciocia ci nie przekazała? Wasza szkoła robi..zamiany z innymi szkołami i ja się załapałam. Będę mieszkać u ciebie cały rok szkolny..!!! - pisnęła wesoło a ja uderzyłam dłonią w czoło.
- Chodzi ci o wymiany miedzy szkolne ? - zapytałam.
- Oui (czyt. Łi) - powiedziała po francusku.
Elizabeth jest z Francji i jest mocno zdzirowata a w dodatku jej nienawidzę.
- Pamiętaj - powiedziała i się rozłączyła.
Schowałam twarz w dłoniach,
Czy może być jeszcze gorzej.?
Chyba już nie - opowiedziałam sobie w myślach.
Jednak mogło być, ponieważ poczułam na nosie coś mokrego, później na ramieniu. I tak nagle zaczęło padać, jak najszybciej pobiegłam w stronę szkoły.
W drzwiach zderzyłam się z Carolin.
- Uważaj - powiedziała wchodząc do środka.
- Przepraszam - powiedziałam a ona się odwróciła i popatrzyła na mnie obojętnie. - Co tu tak pełno ludzi przecież jeszcze 20 minut do rozpoczęcia lekcji.
- Nikt ci nie powiedział.? - zapytała a w jej spojrzeniu było widać litość do mojej osoby.
- Niby o czym.? - zapytałam zirytowana.
- Dziś jest czwartek. Czwartek w naszej szkole. - próbowała mnie naprowadzić ale widząc moją minę prychnęła . - W pierwszy czwartek początku roku szkolnego robimy dzień żartów. Gdzie ty żyjesz.?
- Jaki dzień żartów - zapytałam a moje policzki zaczęły piec.
- Robimy kawały nauczyciela, . Tradycja od 10 lat. - roześmiała gdy zobaczyła dziewczyny niosące stos zgniłych jabłek.
- Aha. - powiedziałam patrząc na swoje buty, czułam sie zażenowana, nie słyszałam o żadnym dniu żartów.
- Nabiera cię. Ashton, Michael i Zayn to wymyślili i wczoraj było to ogłaszane. - usłyszałam głos Maxxiego, popatrzyłam z wyrzutem na Carolin a ona sie roześmiała.
- Jezu jaka ty naiwna. Już wiem dlaczego to ciebie Styles wybrał na krycie swojego gejostwa. Wierzysz we wszystko co ci powiedzą. - Carolin śmiała mi sie prosto w oczy, a ja miałam ochotę sie rozpłakać.
- Daj jej spokój - powiedział Maxxie a ona zrobiła sie poważna.
- Mowie to co myślę - wzruszyła ramionami - Jeśli zraniłam cię to proszę wybacz.
I pobiegła razem z jakąś dziewczyną niosąca wiadro z czymś zielonym.
- Nie przejmuj sie nią - powiedział Maxxi obejmując mnie ramieniem.
- Jezu jaka ona jest podobna do Effy - powiedziałam wzdychając a jego ręką opadła z mojego ramienia.
- Co masz na myśli ? - zapytał a ja zmarszczyłam brwi.
- Nic. Kompletnie nic - powiedziałam, nie chciałam nic mówić bo nie wiem jakie ma z nią relację.
- Dobra chodź na Angielski zaczynamy dzień żartu - powiedział łapiąc mnie za nadgarstek.
Gdy siedzieliśmy w swoich ławkach rozejrzałam sie po klasie. Wszyscy wydawali sie podnieceniu, no może po za Effy i Lukiem którzy wydawali sie znudzeni całą taą sytuacja.
Cala klasa umilkła gdy nasza nauczycielka weszła do środka.
- Witam moi drodzy. - powiedziała kładąc swoją teczkę na biurku.
- Co tu sie stanie.? - zapytałam Maxxiego a on sie szeroko uśmiechnął.
- Zobaczysz - wyszeptał i w tym momencie usłyszałam głośny huk, natychmiast się odwróciłam . Nasza nauczycielka stała przy biurku cala pokryta mąką.
Wszyscy patrzyli na nią niewinnie.
- Kto z was to zrobił ? - zapytała zdenerwowana, cala klasa wzruszyła równo ramionami a ona prychnęła.
I poszła do łazienki się umyć.
Gdy zamknęła drzwi, nikt nie wybuchł śmiechem z udanego żartu jak oczekiwałam, wszyscy patrzyli wyczekująco w drzwi.
- O co chodzi ? - zapytałam a Maxxi nie zwrócił uwagi, patrzył na Carolin która energicznie gestykulowała w stronę Effy ona się roześmiała. Po chwili Caroline wskazała głową na mnie a Effy się odwróciła i pomachała w moją stronę. Zmarszczyłam brwi, o co jej chodziło spojrzałam na Maxxiego a on jej odmachał.
No tak przecież ja jestem niewidzialna i mnie tu nie ma.
- Cicho idzie !! - krzyknął Michael i usiadł szybko na swoje miejsce.
Do klasy weszła nauczycielka już czysta..można tak powiedzieć bo jej twarz była zielona i to tak mocno że aż oczy bolały. Jednak teraz wszyscy próbowali sie powstrzymać od śmiechu, pani Anderson wydawała się nieświadoma całej sytuacji. Reszta lekcji minęła dość spokojnie pomijając wybuchy śmiechu od czasu do czasu.
Gdy wyszliśmy na przerwę wszyscy wybuchło śmiechem, a śmiech wzrósł gdy z klasy wychodzili kolorowi nauczyciele.
Pana Smith - była Niebieska
Pan Nervus- był Pomarańczowy
A reszta nauczycieli była w kolorach tęczy. Wszyscy zaczęli sie śmiać gdy nauczyciele popatrzyli na siebie wystraszeni.
Ich miny były bezcenne, strach, wstyd, zażenowanie a najwięcej wściekłości.
Uczniowie jednak szybko śmiejąc sie rozeszli sie po korytarzu.
- Jak to możliwe..? - zapytałam gdy wszyscy siedzieliśmy pod klasą di matematyki.
- Wiec w nich wszystkich wybuchł barwnik, gdy chcieli go zmyć ona pod wpływem wody i tarcia wtarli się w och skore farbując ją. - powiedział Ashton wyraźnie podniecony.
- A lustra mogli sie zobaczyć - powiedziałam nie rozumiejąc tego całego dnia.
- To takie oczywiste, ściągnęliśmy je a zostawili klasy same nie mogli szukać luster więc pobiegli szybko do klas - powiedziała Effy.
- A kogo to był pomysł.? - zapytałam a wszyscy popatrzyli w stronę Effy.- Acha..Oczywiście Effy jakby inaczej.
- To był mój pomysł - powiedział Maxxi siedzący obok Effy, spuściłam wzrok, czułam jak moje policzki robią sie czerwone.
Nastała niezręczna cisza, wszyscy patrzyli to na mnie to na Effy.
- Matematyka będzie o wiele ciekawsza, ale nie dla ciebie Luke powiedziała dziewczyna podnosząc się z podłogi. Popatrzy lam na nią zaskoczona tak jak wszyscy, odpuściła mi, to nie spotykane.
- A dlaczego..? - zapytał Luke również sie podnosząc.
- Bo ten żart trzeba zrozumieć - powiedziała .
- A czemu mam go nie zrozumieć ? - zapytał zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Bo ty niestety masz spolaryzowane układy osobiste - powiedziała pewnie a chłopak uniósł brew.
- Ma na myśli że jesteś idiotą - powiedział Ashton a Carolin i on sie roześmiali. Effy śmiejąc sie weszła do sali a za nią pobiegł zły Luke. Oni wszyscy mieli matmę a ja biologie, poszłam w kierunku sali omijając roześmianych uczniów. Przed sala czekał Liam trzymając lekarskie maseczki.
- Trzymaj kochanie, gdy usłyszysz Ile mięśni rusza sie przy śmiechu załóż ją - powiedział wkładając mi do rąk maseczkę.
No nie kolejny kawal który nie będzie mnie śmieszyć.
Siedziałam cicho całą lekcje, aż usłyszałam omówiony znak. Założyłam ta maseczkę nie wiedząc o co chodzi. Patrzyłam na pana Handersona w wyczekiwaniu a on dostał napadu śmiechu, zwijał się na podłodze, tłukł naczynia próbując wstać itp.
- Ale to śmieszne. - powiedziałam zdejmując maseczkę.
- Dla ciebie będzie. - powiedział Liam, nie wiedziałam o co mu. Chodzi do czasu aż nie zaczęłam się śmiać jak chora, nie mogłam się uspokoić wszystko było takie zabawne.
Z tego śmiechu nie mogłam się utrzymać na nogach, runęłam na ziemie i zaczęłam się po niej tarzać. Brzuch mnie bolał a wszystko zaczęło się rozmywać, próbowałam wstać ale widząc miny innych zaczęłam się śmiać jeszcze mocniej.
- Proszę...- wyszeptałam przez śmiech, teraz wpadłam w panikę z trudem łapałam powietrze. Gdy złapałam się za gardło ktoś mnie podniósł i wyprowadził z sali.
- Sel wszystko dobrze - zapytał mnie.
- Ha ha ha dobrze - powiedziałam wycierając łzy, nie śmiałam się tak mocno ale nadal. Po chwili poczułam uderzenie na swoim policzku i od razu oprzytomniałam.
- Już dobrze - powiedziałam a głos mi się załamał. - A co z panem Handersonem.?
- To dawka dla dorosłych, jemu nic nie będzie ale tobie zaszkodziło jesteś słaba - powiedział bezlitośnie Liam.
- Co to było - zapytałam biorąc dużego luka wody którą mi podał.
- Gaz rozweselający - powiedział śmiejąc się i odszedł.
Ten dzień był koszmarny, nie można było się uczyć ponieważ na każdej lekcji był jakiś żart który mnie nie śmieszył. Dyrektor nikogo nie ukarał bo nie ma dowodów na jakiegoś sprawce.
Wszyscy dobrze się bawili a ja odliczałam czas wyjścia ze szkoły.
Gdy ten czas nadszedł musiałam pojechać po Elizabeth a nie miałam nawet samochodu żeby po nią pojechać. Mogłam poprosić mamę ale nie mam pojęcia gdzie jest a telefonów nie odbiera.
Siedziałam bezczynnie na parkingu gdy zobaczyłam Luka i Effy wsiadających do samochodu Luka . Może to moja jedyna nadzieja.
- Gdzie jedziecie ? - zapytałam stając obok samochodu.
- Jade na lotnisko odebrać mojego brata - powiedział chłopak chłodno.
- A Effy..? - zapytałam ponieważ dziwnie widzieć ich w jednym samochodzie nie wyzywających ani bijących się
- Lubię Brada. - powiedziała wzruszając ramionami a ja uniosłam brwi. - Dobra. Nudzi mi sie a nie mogę wrócić do domu i naprawdę lubię Brada.
- A on lubi ją i kazał mi ją niestety wziąć. A ty czego potrzebujesz - zapytał.
- Mogłabym z tobą, wami pojechać bo muszę odebrać kuzynkę - powiedziałam a on się zgodził.
Usiadłam na przednim siedzeniu a Effy przeniosła się na tylne.
- Jak ci się podobał dzisiejszy dzień ? - zapytała obojętnie.
- Nijak - powiedziałam - Prawie mnie rozerwało przez gaz rozweselający i wybuchające farbą balony wybrudziły moją sukienkę.
- Masz pecha - powiedział śmiejąc się Luke.
- Cicho..!! - krzyknęła Effy - Kocham tą piosenkę. Daj głośniej.
Luke zaczął jęczeć ale podkręcił głośność a Effy zaczęła śpiewać na cały głos co jej
nieźle wychodziło a po chwili dołączył Luke mówiąc że to jego ulubiona.
Don't want to be an American idiot..
A resztę piosenki wywrzeszczała stojąc na siedzeniu i wystawiając głowę przez szyber dach.
Ludzie przejeżdżający robili dziwne miny a jakiś pan zwrócił jej uwagę na co ona pokazała mu środkowy palec. Razem z Lukiem wybuchnęliśmy śmiechem.
Była szalona, i to za to ją mniej więcej lubię.
Droga na lotnisko była długa a na zewnątrz zrobiło się gorąco więc Effy namówiła nas na zatrzymanie się po lody. Co skończyło się również kupieniem sześciopaku piwa. Gdy do lotniska zostało nam 10 minut dziewczyna rozłożyła sie na siedzeniach i mruczała coś do siebie
Nie lubiłam lotnisk, pełno tu ludzi i wieczne zamieszanie.
- Ile twój brat ma lat.? - zapytałam Luka gdy czekaliśmy na jego brata.
- Ma 19 lat - powiedział chłopak.
- A skąd Effy go zna.? - zapytałam cicho, rozglądając sie za dziewczyną. Właśnie bawiła sie z psem ochrony a ochroniarz krzyczał na nią.
- Effy zna najwidoczniej wszystkich. Poznała mojego brata na jakiejś imprezie i ją polubili. - powiedział i zaczął machać do jakiegoś blondyna.
- Siema stary - powiedział ściskając brata. Po chwili podał mi dłoń - Hej jestem Brad a ty pewnie to ta wielka miłość Luka.
Popatrzyłam zdziwiona na niego a później na Luka, chłopak zrobił sie czerwony.
- Wielka miłość pieprzyła się w schowku ale nie z nim.- usłyszałam pewny ton Effy.
- Effy zamknij ryj - wycedził przez zęby Luke ale dziewczyny to nie zraziło.
- To jest Selena nie przejmuj sie jest strasznie SN*. I upatrzyła sobie Maxxiego wiec o ile mi wiadomo to nie Luke - powiedziała patrząc wyzywająco na Luka chociaż mówiła do Brada.
Przez to co powiedziała spaliłam rumieńca.
- Hej Effy. Kupę czasu co - powiedział chłopak obejmując ją ramieniem. - Stary współczuję ci. Kochałeś ją.
Effy prychnęła i nachyliła się w moją stronę.
- Jutro wieczorem robimy ognisko w chacie Rossów obok jeziora, o 17 zaczynamy - powiedziała cicho ale Luke stojący blisko mnie to usłyszał, chciał coś powiedzieć ale Effy popatrzyła na Brada później na Luka a on kiwnął głową.
- Na co czekamy.? - zapytał Brad.
- Na moją kuzynkę - powiedziałam niechętnie a po chwili usłyszałam piskliwy glos mojej kuzynki.
- Selena. Cześć - powiedziała rzucając walizkę mi pod nogi i całując w oba policzki. Po chwili zrobiła to samo z Lukiem i Bradem a później Effy. Chłopcy wydawali się zdziwieni a Effy obojętna i zimna. Tak ona traktuje obcych, nie znasz mnie i nie poznasz wiec nie próbuj.
- Tak się witają we Francji - powiedziałam biorąc jej walizkę.
- To muszę pojechać do Francji - powiedział poruszając brwiami.
- Jestem Elizabet i przyjechałam tu na zamianę uczniów - powiedziała wesoło z mocnym akcentem.
- Ja jestem Brad zawsze brać by chciał. To jest Effy królowa obojętności i chłodności a to Luke gburów król - powiedział zabawnie Brad a ja się roześmiałam z miny Luke.
- Zabawne - powiedziała nie spuszczając wzroku z Effy.
Wsiedliśmy do samochodu zmierzalismy w kierunku mojego domu.
- Selena dalej mogę u ciebie kimać.? - zapytała Effy a w jej glosie pierwszy raz od jakiegoś czasu słyszałam prośbę.
- Pewnie. Tylko śpisz na kanapie w moim pokoju - powiedziałam śmiejąc się a na jej pojawił się uśmiech.
- I tak wiesz że będę spala z tobą - powiedziała ciągnąc mnie żartobliwe za włosy.
Gdy Luke wysadził nas pod moim domem ja i Elizabeth podziękowałyśmy mu a Effy zapaliła papierosa.
Gdy weszłyśmy do domu Elizabeth poszła znaleźć pokój a ja z Effy siedziałyśmy przy stole w kuchni.
- Z jakiej okazji to ognisko ? - zapytałam gryząc jabłko.
- Spóźnione pożegnanie lata i wakacji - powiedziała wyjmując różne rzeczy z mojej lodówki.
Do kuchni weszła moja kuzynka w krótkich spodenkach i staniku.
- Ładny widok - powiedziała oblizując wargi.
- Mistrzyni kuchni Effy zaraz przygotuje ci..? - zaśmiałam się patrząc na nią aż skończy za mnie.
Jednak ona milczała i uważnie patrzyła na moją kuzynkę.
Elizabeth uśmiechnęła się i przeciągnęła.
- No to co kuzyneczko jak tam miłość. - zapytała Elizabeth.
- Nie ma nic a u cb.? Pewnie masz mnóstwo facetów. - powiedziałam na co Elizabeth się roześmiała a Effy wypadła miska z rąk. Patrzyła na moją kuzynkę z niedowierzaniem.
Później obie wyszły a ja pisałam sobie z Maxxim omawiając ognisko.
Elizabeth wróciła do sypialni po pretekstem zmęczenia podróżą a Effy chciała pooglądać film jednak nie dołączyłam do niej.
Byłam wyczerpana, szkołą i jazda.
Poszłam do łazienki się umyć i później prosto do łóżka.
Przepraszam za błędy